Życie według filozofii kanaryjskiej
Już wiem, że nie ma po co przychodzić na czas, bo i tak wszyscy będą później, i że zamiast walecznie dochodzić swoich racji, lepiej uprzejmie komuś przytaknąć, a potem zrobić swoje. Pamiętam, żeby się już za bardzo nie stresować okolicznościami, a gdy trzeba na coś dłużej czekać, to ten czas należy wykorzystać jako okazję by napić się kawy. Nauczyłam się, że jeśli czegoś się nie da zrobić, to się nie da i już. Kanaryjczycy wyłożyli mi wiele życiowych lekcji z najważniejszym przesłaniem na czele – nie rozpędzaj się za bardzo, bo wpadniesz do oceanu.
Można się było tego spodziewać. Z czasem, gdy mijają kolejne lata na emigracji, powoli zacierają się różnice na styku polsko-kanaryjskiej i polsko-hiszpańskiej mentalności. Osoba dopiero co przybyła na miejsce jest lepszym obserwatorem tych smaczków, szybciej wyłapuje tutejsze charakterystyczne zwyczaje.

A mnie już coraz mniej dziwi w zachowaniu tubylców. I łapię się na tym, że patrzę już na świat przez takie mieszane polsko-kanaryjskie okulary. Najpierw jednak musiałam odbyć kilka życiowych lekcji. Oto one.