Flamenco prosto z… Japonii
Mało jest na tym świecie rzeczy, osób i zjawisk, które mogą wprawić mnie w tak wielkie zdziwienie, jak pewien Hiszpan, który oświadczył, że o flamenco to on się uczył od Japończyków. Japońskie flamenco – wybałuszyłam oczy. Tak, proszę Państwa. Kraj kwitnącej wiśni to zaraz po Hiszpanii druga ojczyzna tego gatunku muzycznego.
Z tradycyjną muzyką hiszpańską Japończycy zetknęli się po raz pierwszy w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, kiedy to słynna tancerka Antonia Mercé ruszyła w trasę przez ich kraj. W latach pięćdziesiątych kolejni artyści hiszpańscy odwiedzali Japonię, a także japońscy tancerze zaczęli podróżować do Hiszpanii by uczyć się flamenco. Popularność tej muzyki i tańca nie słabnie w Japonii do dziś, pochodzący z tego kraju artyści zaliczają się do najlepszych na świecie. Flamenco łączy Hiszpanię i Japonię, łączy też pokolenia, wielkie sceny oraz ulicę.
Nie do końca wiadomo, skąd właściwie bierze się to zamiłowanie Japończyków do flamenco, szczególnie kobiet, bo to one przeważają zarówno wśród artystów jak i publiczności. Według hiszpańskiej badaczki Mayte Antúnez tym, co przyciąga i zachwyca jest możliwość niczym nieskrępowanej ekspresji. Dla japońskiego społeczeństwa zamkniętego w gorsecie sztywnych norm społecznych i narzucanej z zewnątrz surowej dyscyplinie muzyka, taniec oraz śpiew to możliwość, by dać wyraz stłumionym emocjom.
Oczywiście Japończycy nie tylko biernie odtwarzają flamenco, ale i umiejętnie wplatają elementy swojej kultury. Jak na przykład ta tancerka. Zwróćcie uwagę na jej buty.
A tu zobaczcie, co jeszcze można zrobić z flamenco. Nie tylko w Japonii.
2 thoughts on “Flamenco prosto z… Japonii”
Jej nawet nie wiedzieliśmy o tym! Wygląda to całkiem fajnie 😀
No i robi wrażenie, jak się człowiek dowie 🙂